Nazajutrz rano po sutym śniadaniu bogowie zaczęli się zbierać do odejścia. Sam Utgardaloki odprowadził ich za bramy, życząc dobrej drogi. Przy pożegnaniu zapytał, co sądzą o wczorajszych zawodach i sile jego ludzi. Tu Thor musiał przyznać, że jeszcze tak potężnych olbrzymów nie widział, ani o takich nie słyszał. Na to Thurs roześmiał się i wyjaśnił, że to on właśnie pod postacią Skrymira zwabił Asów do swego grodu. Powiedział też Thorowi, że już pierwszy cios młotem pozbawiłby go życia, gdyby pod osłoną czaru nie schronił się za pobliską skałkę. W miejscu, gdzie młot uderzył, powstały trzy doliny, przy czym ostatnia niezwykłej wprost głębokości. Dalej wyjaśnił, że Loki nie mógł pokonać swego przeciwnika, gdyż był to ogień, któremu czarem nadano postać olbrzyma. Żarłoczność i siły Lokiego wprawiły wszystkich w zdumienie. Thjalfi ścigał się z Hugim-Myślą, a to, że ustąpił mu tylko o połowę dystansu było już i tak nieprawdopodobne. Thor z kolei nie był w stanie opróżnić rogu, ponieważ jego drugi koniec zanurzony był w morzu. Ilość jednak płynu, jaką bóg wlał w siebie była tak wielka, że Utgardaloki nie chciał wierzyć własnym oczom. Podnosząc kota, Thor nie przypuszczał nawet omamiony czarami, że podnosi Midgardsorma, Węża Midgardu. W chwili, gdy łapa kota oderwała się od ziemi, w rzeczywistości wąż tylko ogonem i głową dotykał ziemi. Niemniej zdumiewający był pojedynek Thora z Elle. Była to bowiem starość, a ta kruszy nawet góry, lecz zdołała tylko rzucić go na jedno kolano. Na koniec rzekł, że gdyby wiedział, jak wielka jest moc Asów, nigdy by ich do siebie nie wpuścił i najlepiej będzie, jeśli się już więcej nie spotkają.
Thor, słysząc to wszystko i widząc, jak z nich zakpiono, porwał za młot. W tej chwili jednak Thurs zniknął, a wraz z nim rozpłynął się w świetle poranka Utgard. Na jego miejscu rozpościerała się teraz zielona równina. Bogowie wrócili do Asgardu umocnieni wprawdzie w swej dumie, lecz Thor długo nie mógł zapomnieć doznanego upokorzenia i nie lubił, gdy przy nim wspominano o tej przygodzie.