Zdarzyło się pewnego razu, iż bogowie, powróciwszy z łowów, zapragnęli, znudzeni własnym towarzystwem, by znalazł się ktoś, kto by ich na ucztę prosił. Nie wiedząc jednak kto byłby godzien dostąpić tego zaszczytu, rozpalili wielki ogień i wróżby czynili. Agir, Olbrzym Morza, wydał się Asom najodpowiedniejszy, znane były bowiem wspaniałości jego podmorskiej siedziby, a nade wszystko uroda jego dziewięciu córek niosących ukojenie zmarłym żeglarzom.
Siedział raz Agir wesół i radosny przed swoim dworem, ciesząc oko widokiem igrających na falach dzieci, gdy nagle ujrzał zbliżającego się doń rosłego i groźnie wyglądającego męża. Po młocie i żelaznym pasie rozpoznał w nim Thora, najgroźniejszego z Asów. Zląkł się nieco na ten widok, wiedział bowiem, że takie odwiedziny nie wróżyły nigdy Thursom niczego dobrego. Przy tym zupełnie nie mógł sobie przypomnieć, czym miałby się narazić na gniew i zemstę Asów. Lecz już pierwsze słowa Thora uspokoiły go, choć jednocześnie wprawiły w wielkie zakłopotanie. Syn Odina w typowy dla siebie bezpośredni sposób zażądał, by Agir przygotował Asom obfitą ucztę. Szczęśliwy, że uratował głowę, olbrzym nie kwapił się jednak, aby spełnić żądanie. Znany apetyt bogów i ich niepohamowanie w jedzeniu i piciu mogły przyprawić o drżenie serca nawet najgościnniejszego gospodarza, a Agir słynął ze skąpstwa. Używał tedy różnych wykrętów, aby pozbyć się nieproszonego gościa i uwolnić się od myśli o Asach siejących spustoszenie w jego zapasach. Gdy jednak zapewnienia, że brak mu obfitego i smacznego jadła dla tak dostojnych gości, dobrej służby, że bieda u niego panuje i sam z rodziną głodem przymiera nic nie dały, a Thor począł ciskać z oczu błyskawice, olbrzym zląkł się i spróbował ostatniej wymówki. Oznajmił, że i owszem, bardzo chętnie ugościłby Asów w swoim skromnym domu, lecz nie posiada tak dużego kotła, by uwarzyć bogom wystarczającą ilość piwa. Jeśli jednak Thor go przyniesie, to czemu nie? Agir chętnie przygotuje Asom taką ucztę, jaka na pewno ich zadowoli. Thor zgodził się dostarczyć kocioł.