Pewnego razu, gdy Kon przebywał w lesie, ogarnęła go nagła senność. Gdy zasnął, wydało mu się, że nie jest już sobą, lecz starcem Ganglerem. I zdało mu się, że przyleciał doń wielki kruk i kazał podążać za sobą. Udał się tedy Gangler w długą podróż. Na koniec ujrzał w oddali wielkie dworzyszcze błyszczące w słońcu, jak samo złoto. Dach miało kryty tarczami, a niezliczona ilość drzwi prowadziła do jego wnętrza. W środku tłumy zbrojnych biesiadowały, racząc się wykwintnym jadłem i pijąc do woli wszelakie trunki, a coraz to nowi dołączali do uczty.
Usługiwały im piękne dziewczyny, wesoło z nimi igrając. Na głównym miejscu ujrzał Gangler jednookiego męża, który prosił go siadać, a przedstawił się przy tym jako Har. Har począł Ganglerowi śpiewać Pieśni Dziejów. I wraz ze słowami Pieśni, zdało się Ganglerowi, że widzi, jak powstaje Ziemia, jak rodzi się człowiek i świat dojrzewa. Zobaczył olbrzymów kujących pośród mroków Jotunheimu zło i Asów z nim walczących. Usłyszał też o ragnaroku, lecz nie mógł go zobaczyć, bo ta wizja zastrzeżona jest tylko dla Ojca Świata. Pojął, jakie jest przeznaczenie świata. Na koniec usłyszał pieśń głoszącą dzieła Riga i wówczas zrozumiał, jakie zadanie wyznaczyli bogowie jego rodowi. Poznał drogę, którą musi kroczyć. Pojął, że śmierć w walce nie jest straszna, gdyż tylko ona daje wyzwolenie i nadzieję, a sława wojenna — nieśmiertelność.
Gdy Kon ocknął się ze snu wraz odeszła go poprzednia młodzieńcza płochość. Wiódł później żywot znojny i chlubny, a ludzie wymawiali jego imię z czcią. Za jego i jego potomków przyczyną zapełniała się odinowa Walhalla, a gdy nadszedł czas i padł w boju, wkroczył do niej i zasiadł w gronie najmężniejszych z mężnych. Potomkowie Kona byli władcami wśród ludzi a chwalę ich czynów pieśni będą głosić do czasu, aż świat się odmieni.