Początkowo nie wiedział, gdzie ma szukać młota, lecz wkrótce przypomniał sobie, jak to pewien olbrzym chwalił się, że znalazł sposób, by Asowie, gdy tylko zechce, oddali mu wszystko, czego zażąda. Zaraz też skierował się do Jotunheimu. Przybywszy tam, schował cudowną szatę i udał się wprost do domu Thryma. Zastał gospodarza, siedzącego na przyzbie i zakładającego złote obroże swoim psom myśliwskim. Pozdrowił Thryma grzecznym słowem, a ten przyjął go, jak oczekiwanego gościa. Długo rozmowa nie trwała, gdy olbrzym przyznał się, że on to właśnie ukradł młot Thora i skrył go tak starannie, że nikt go nie znajdzie. Asowie młota nie odzyskają, jeśli nie zgodzą się na warunki, jakie Thrym postawi.
Loki przebrał się ponownie w pierzastą szatę i co rychlej podążył do Asgardu. Przybywszy na miejsce, zamknął się z Thorem w komorze i w tajemnicy opowiedział mu, czego dowiedział się w Jotunheimie. Zafrasował się Thor, gdy usłyszał, że Mjollnir jest w rękach Thryma. Wiedział bowiem, że trudno go będzie z nich wydostać. Lecz Loki był dobrej myśli. Thrym bowiem nie zażądał, według niego, zbyt wygórowanej ceny. Prosił mianowicie tylko o rękę Freyji, a jako prezent ślubny obiecał wręczyć jej młot. Loki sądził, że bogaty i postawny olbrzym nie wyda się pięknej pani zbyt wstrętny. Wszak gustowała w przelotnych miłostkach, a na rychłe rozwiązanie tego związku Thor, mając młot w garści, wymyśli już jakiś sposób.
Zaraz też ruszyli do Freyji i nie pytając o zgodę, kazali jej przywdziać strój weselny i udać się na zrękowiny do siedziby Thryma. Lecz bogini, niespodziewanie dla nich obu wpadła we wściekłość i kazała iść precz z takimi pomysłami. Krzyczała przy tym tak strasznie, że cały Asgard trząsł się w posadach. Wystraszeni i strapieni, czmychnęli czym prędzej, nie wiedząc, co dalej począć.