Skrymir cz.3

W jakiś czas potem ujrzeli w oddali gród, którego wierzchołki domów sięgały tak wysoko, że aby je zobaczyć trzeba było zadzierać głowę, aż do granicy skręcenia sobie karku. Zdumienie ogarnęło wędrowców, gdy patrzyli na ten potężny gród, który zdawał im się w tej chwili wspanialszy i mocniejszy nawet niż Asgard. Zauroczeni tym widokiem nie spostrzegli, że Skrymir nagle zniknął, pozostawiając ich samych sobie. Zaczęli się teraz zastanawiać, jak wejść do grodu. Niepostrzeżone przejście przez ogromny wał, ulubiona droga Lokiego, wydawało się niepodobieństwem. Musieli więc zrezygnować z dyskretnego sposobu dostania do środka. Pozostawała tylko jawna droga przez bramę, a to nie było im w smak. Nic jednak nie mogli na to poradzić. Zaczęli więc wędrówkę wzdłuż umocnień grodu. W pewnej chwili Thor znalazł przerwę w obwałowaniu. Była to zapewne brama, ale tak ogromna, że przechodziła najśmielsze wyobrażenia Asów. Zamykała ją krata sporządzona z prętów żelaznych grubości człowieka. Bogowie łatwo przemknęli się między nimi. Idąc za odgłosami wesołej biesiady, dotarli wkrótce do olbrzymiej halli. Wewnątrz płonął ogień, a na ławach pod ścianami siedzieli olbrzymi, pijąc i jedząc. Dla zgłodniałych wędrowców widok był miły sercu, choć kompania nie pociągała ich wcale. Na honorowym miejscu siedział olbrzym o rozmiarach tak potężnych, że nawet Thor stropił się nieco. Bóg domyślił się zaraz, że musi to być wspomniany przez Skrymira Utgardaloki. Ten nie od razu spostrzegł ich obecność. Dopiero, gdy pokłonili mu się, prosząc o gościnę, zwrócił łaskawie na nich uwagę i prosił do stołu. Rzekł przy tym, że tym malutkim człowieczkiem z młotem u pasa jest zapewne Thor, najmocniejszy ponoć z Asów. Na Lokiego i Thjal-fiego nie zwrócił w ogóle uwagi. Thor ugodzony do żywego pogardliwym tonem olbrzyma odrzekł, że o mężu świadczy nie jego wygląd, a czyny. Na te buńczuczne słowa cała sala wybuchnęła gromkim śmiechem. Utgardaloki zaproponował więc, by Asowie pokazali co potrafią i stanęli z jego ludźmi do zawodów. Wędrowcy przystali na to i zaraz przygotowano miejsce. Jako pierwsze miały się odbyć wyścigi w jedzeniu. Tu do zawodów stanął Loki, ufny w swe siły, tym bardziej, że głód skręcał mu wnętrzności, jego przeciwnik zwał się Logi. Przyniesiono koryto napełnione po brzegi mięsiwem. Przeciwnicy zasiedli naprzeciw siebie. Na dany znak rozpoczęły się zawody. Obaj jedli tak szybko, że wnet spotkali się pośrodku naczynia. Zwycięstwo przyznano jednak Logiemu, gdyż Loki zjadł samo mięso, a Logi pochłonął wszystko, łącznie z kośćmi i korytem.