W środku nocy zbudził ich potworny rumor, ale żaden z nich nie odważył się wyjść na zewnątrz i sprawdzić co to za hałasy. Z nastaniem świtu wybiegli zaraz na zewnątrz i nie opodal dojrzeli śpiącego olbrzyma. Był on tak wielkich rozmiarów, że nawet Thor się stropił i wbrew swym zwyczajom nie cisnął weń od razu młotem, lecz spytał o imię. Thurs odpowiedział, że zowie się Skrymir i cieszy się ze spotkania, gdyż poznaje słynnego Thora, najwaleczniejszego z Asów, którego zawsze chciał poznać. Później poprosił Thora o zwrot rękawicy, którą zgubił poprzedniej nocy. Jakież było zdumienie boga, gdy okazało się, że budynek, w którym nocował, był właśnie rękawiczką Skrymira. Zjedli potem wspólnie śniadanie, a olbrzym zaofiarował się, że poniesie bagaż. Po drodze opowiadał im, że w pobliżu znajduje się miejsce zwane Utgard, którym włada potężny Utgardaloki. Mieszkają w nim olbrzymi najmocniejsi w Jotunheimie i jeśli Thor chce poznać miarę własnej siły, powinien udać się tam i zmierzyć z domownikami Utgardalokiego. Thor coraz bardziej zdziwiony i zaciekawiony przyjął propozycję. Udali się tedy do Utgardu, mając Skrymira za przewodnika.
Gdy nastał wieczór, Skrymir udał się zaraz na spoczynek, pozostawiając Asom swoją torbę z prowiantem. Thor przez pół nocy mocował się z rzemieniami sakwy, ale węzły nie chciały puścić. W końcu głodny i zły zaczął podejrzewać, że olbrzym rzucił czar na torbę, chcąc z nich zakpić. Porwał za Mjollmira i uderzył nim w głowę Thursy. Twardą musiał mieć zaiste Skrymir czaszkę. Po ciosie Thora ocknął się na chwilę, mówiąc, że chyba wiatr się zerwał, bo jakiś listek spadł z drzewa, sen mu zakłócając. Bóg mruknął coś w odpowiedzi i poszedł spać jeszcze bardziej zły. Po jakimś czasie chrapanie Skrymira stało się tak głośne, że Thor porwał za młot i z całych sił uderzył w głowę przewodnika. I tym razem olbrzym nie poniósł szwanku. Ziewnął przebudzony, mówiąc, że to pewnie żołądź spadł na niego i przerwał mu sen. Gdy chrapanie Skrymira stało się nie do zniesienia, Thor postanowił położyć kres tym hałasom. Włożył teraz w uderzenie całą siłę swych mocarnych ramion. Tym razem Skrymir obudził się na dobre. Pocierając głowę, poderwał się z posłania, mówiąc, że pewnie świt już blisko, gdyż ptaki budzą się ze snu i któryś zrzucił mu kawałek gałęzi na twarz. Thor nie mógł wyjść z podziwu, widząc taką moc w olbrzymie, ale nie dał niczego po sobie poznać. Głodni wyruszyli rychło w dalszą drogę, gdyż przewodnik twierdził, że już niedaleko do siedziby Utgardalokiego, a zapewne czekają już na nich zastawione stoły. Prosił ich tylko, by nie przelękli się widoku mieszkańców Utgardu, gdyż żyjący tam Thursowie są jeszcze większego wzrostu i potężniejszej postawy, niż on sam. Bogów oburzyło takie posądzenie o tchórzostwo, ale nie odpowiedzieli nic, bo głód coraz bardziej im doskwierał.