W granicach Norwegii leżą dwa obszary arktyczne. Niewielka wulkaniczna wyspa Jan Mayen znalazła się z dala od uczęszczanych szlaków (a właściwie z dala od wszelkich szlaków). Nieopisanie piękny archipelag Svalbard (największa wyspa to Spitsbergen) rzuca wyzwanie poszukiwaczom przygód, którzy nie wahają się przed zapłaceniem sporych pieniędzy za przeżycia jedyne w swoim rodzaju.
Norwegia nie na damo zwie się „krajem polarnego dnia”. Turyści przybywający tu w lecie niejednokrotnie specjalnie dążą na północ, by poznać to szczególne zjawisko występujące na terenach położonych poza kołem podbiegunowym. Od połowy maja do początku sierpnia w południowej części Norwegii zmrok zapada bardzo późno, natomiast w okręgach Nordland, Troms i Finnmark, a także na Svalbardzie i |an Mayen słońce nie zachodzi całymi tygodniami. W Longyearbyen na Svalbardzie słońce w ogóle nie chowa się za horyzont od 20 kwietnia do 21 sierpnia! Po drugiej stronie medalu srożą się tutejsze zimy, wyjątkowo mroźne i ciemne. Na północ od kręgu polarnego po okresie letnim, kiedy słońce świeci przez całą dobę, nagle zaczyna się noc polarna. W Tromso słońce wcale nie wschodzi od 25 listopada do 17 stycznia, a Longyearbyen drzemie pogrążone w ciemności przez prawie 4 miesiące – od 26 października do 16 lutego. Przyjazd do Norwegii w ponurej porze zimowej ma jedynie kilka jasnych promyków nadziei, jak na przykład możliwość jeżdżenia na nartach w miejscach uważanych za najpiękniejsze na świecie (narciarstwo zjazdowe i przełajowe, wiele sztucznie oświetlonych stoków), propozycja awanturniczej wyprawy psimi zaprzęgami czy szansa na podziwianie w zachwycie hipnotyzującego pięknem spektaklu, jakim jest zorza polarna.
W tej beczce miodu utopiono jednak łyżkę dziegciu. Ze względu na politykę rządową ekstremalnie wysokie podatki i oddalenie, a zarazem odizolowanie od reszty świata, Norwegia jest – delikatnie mówiąc – krajem drogim. Mówiąc wprost, lecz bez przesady: od cztero- do siedmiokrotnie droższym niż Polska. Turyści z niewielkim budżetem, by jakoś związać koniec z końcem, muszą się sporo nagłówkować, a także zmienić definicję wyrażenia „niewielki budżet”. Na szczęście nic się nie płaci za biwakowanie na dziko, kolejowe bilety wieloprzejazdowe umożliwiają stosunkowo łagodne dla kieszeni podróżowanie po południowej części kraju, a dzięki supermarketom można uniknąć horrendalnych cen za stołowanie się w restauracjach. Jednak cudów nie ma – jeśli ktoś naprawdę chce poznać magiczny, nieodparty urok Norwegii, powinien przede wszystkim zaopatrzyć się w pieniądze, zacisnąć pasa i zapomnieć o przeliczaniu wydatków na rodzimą walutę!