Opowieść o Alwisie cz.2

Alwis, widząc z kim ma do czynienia, pokłonił się pokornie i prosił o ojcowską zgodę. Bóg pozornie przychylił się do prośby karła. Postawił jednak warunek, że Alwis musi dowieść swej wiedzy i odpowiedzieć na pytania, jakie mu postawi.

Siedli tedy obaj na ławie i Thor począł pytać Alwisa o imię „ziemi” w każdym ze światów i „nieba”, o „księżyc” i „słońce”, o „chmury” i „wiatr”. Mądrym zaiste okazał się karzeł. Bez zająknienia prawił o nazwach, jakie nadali rzeczom świata bogowie, alfy i ludzie. Czas płynął, a on mówił dalej o morzu i ogniu, co go „wilkiem” zwą w Jotunheimie. Nazywał „piwo” i „noc”, „las” i „zboże” — „jęczmień”, który ludzie, pokolenie za pokoleniem sieją, by gdy wzrośnie, jadło i święty napój zeń otrzymać.
Thor słysząc, że karzeł na wszystkie, najtrudniejsze nawet pytania dał dobrą odpowiedź przyznał, że słusznie nazywają go Wszechwiedzącym. Roześmiał się przy tym, wielce kontent z siebie, gdyż podstęp się udał — właśnie nastał świt, pierwszy promień słońca padł na karła i obrócił go w kamień. Alwis dumny ze swej wiedzy i rad, że może się nią przed Asem pochwalić, zapomniał o całym świecie i tym, że zgubne jest dla niego światło dnia. Tak to pycha i zarozumialstwo zostało ukarane, a Thor, nie łamiąc przyrzeczenia, uchronił córkę przed żałosnym losem żony karła.