Skrymir cz.1

Pewnego razu Thor wyruszył na kolejną wędrówkę po świecie, wozem zaprzęgniętym w dwa kozły. Towarzyszył mu Loki. Gdy zapadła noc ujrzeli z dala skromną chatę. Mieszkał w niej gospodarz z synem Thjalfim i córką Roskwą. Biedacy to byli i niewiele mieli do zaofiarowania bogom, gdy ci zapukali do drzwi, prosząc o gościnę. Przyjęli ich jednak serdecznie, ale wieczerzą nie mogli ugościć, gdyż sami nie mieli niczego do jedzenia. Thor, widząc biedę panującą w chacie, wyprzągł kozły, zabił je i kazał gospodarzowi przyrządzić z nich kolację. Nakazał przy tym, by żadna kość nie została uszkodzona.

Gdy wszyscy nasycili głód, zawinął kości w skórę i poszedł spać. Nazajutrz rano kozły ożyły, ale jeden z nich kulał na tylną nogę. Okazało się bowiem, że Thjalfi, chcąc dostać się do szpiku, złamał kość wbrew zakazowi. Thor wpadł we wściekłość, a patrzącym wydawało się, że wszystkie burze Midgardu zbiegły się w to miejsce, chcąc zetrzeć z powierzchni ziemi dom gospodarza i jego rodzinę. Wzruszony jednak lamentami i płaczem dzieci poniechał zemsty, lecz jako zadośćuczynienie wziął w dalszą drogę Thjalfiego, który miał nieść jego rzeczy, gdyż kozły wraz z zaprzęgiem musiał bóg pozostawić w zagrodzie do czasu, aż kość kozła się zrośnie. Od tej chwili już w trójkę mieli wędrować razem.

Kierowali się teraz ku wschodowi. Przebrnąwszy głębiny morskie, weszli na koniec w lasy, które stanowiły granicę Jotunheimu. Gdy nastała noc, zaczęli rozglądać się za miejscem na nocleg. W pewnej chwili Thor dostrzegł wielki dom, którego brama była szeroka na całą ścianę. Szukali gospodarza, ale go nie znaleźli. Weszli więc do środka i ułożyli się na spoczynek. Loki z Thjalfim zajęli większą izbę, a Thor spał w mniejszej, bocznej.